Jesienna wyprawa za szczupakiem

26 październik 2009, piękna pogoda, słońce mocno grzeje jak na tą porę roku, lekki wiatr, postanowiłem, że jutrzejszy dzień spędzę na rybach. Zadzwoniłem do kolegi i jesteśmy umówieni na 6 rano. W sklepie wędkarskim dokupiłem kilka potrzebnych rzeczy, wieczorem więzłem się za uzbrajanie sprzętu. Postanowiłem wsiąść dwa kije jeden 2,7 - 30g, drugi 3,0 do 60g. 6 rano kolega przyjeżdża pakujemy sprzęt i w końcu jedziemy na ryby. Droga zajmuje nam około 30 minut, gdy dojechaliśmy było jeszcze ciemno, więc latarki w ręce, plecaki na plecy i udajemy się pieszo nad wodę.


Droga przez las jest męcząca, błoto po kolana, pełno wody, spowodowane wcześniejszą awaria tamy na pobliskim rozlewisku. 7 rano może trochę po jesteśmy nad wodą, okazuje się, że dziś są zawody, więc udajemy sie na sam koniec akwenu, żeby nie przeszkadzać biorącym w nich udział wędkarzom. Idąc brzegiem, dostrzegam dosyć ciekawe stanowisko, i naroście zaczynam rozkładać sprzęt, żywiec na kotwicę i pierwsza bojka pływa, po chwili pływa również druga. Kolega udał się kilkadziesiąt metrów dalej. Rozkładam siedzisko, gorąca kawa i w końcu oczekiwany relaks.

Co kilka minut spoglądam na, bojki, które opływają starannie część akwenu, po krótkiej chwili jedna znika, z kabłąku plecionka ucieka jak oszalała, poczekałem może 20-30 sekund i nagle cisza, postanowiłem zaciąć, i?... Jest opór, po chwili ryba jest już na brzegu, szczupaczek 1 kg może 1,3kg. Delikatne odpięcie i oddaję mu wolność. Postanowiłem zmienić żywca na blaszkę, wymiana bębna, na końcu stalka z lekką błystką 17gr, i zaczynam grabić wodę. Kilka rzutów w okolice zatopionego krzaczka i....znów ryba, chwila holu i ryba na brzegu. Tym razem szczupaczek, 20cm:) buziak na dowidzenia i ryba znów pływa, pomyślałem, że warto zmienić miejsce. Udałem się kilkaset metrów dalej na płytką wodę. Znalazłem dosyć ciekawe mocno zarośnięte miejsce, rzuciłem żywca, drugi kij zmieniłem również na żywca, i oby dwa już sobie pływają.

Mija godzinka bez rezultatów, więc zaczynam próbować błystką, gumką, woblerem i tak mija mi pół dnia bez żadnych efektów. Od kolegi dowiaduję się, że na zawodach  również bez rewelacji. Siedząc spokojnie na siedzeniu obserwowałem kilka bojek oddalonych ode mnie kilkadziesiąt metrów i nagle, gdyby nie korzeń moja wędka pływałaby w wodzie razem z rybami, zacinam, myślę krzak, ryba uciekła w krzak, o nie, nie poddam się puszczam kilka metrów plecionki, która z sekundy na sekundę zaczyna coraz szybciej uciekać z kołowrotka, stop w końcu zaczynam walkę z rybą, jest silna, po kilku minutach udaje mi się przyciągnąć ją do brzegu, ale to nie koniec walki ryba znów ucieka, po płetwie wnioskuję, że jest również duża, kolejne kilka minut i ryba ląduje na brzegu. Adrenalina, spocone ręce, i w końcu mierzymy rybę, 92 cm waga 5,3kg.

nowy_obraz.jpg

Jest to największy złapany przeze mnie szczupak, ale w tym roku mam nadzieję, że uda mi się złapać dwu cyfrówkę. Kolega zakończył wędkowanie ze szczupakiem 2,5kg. Także dzień zaliczyliśmy do udanego. Nie ukrywam, że osoby, które brały udział w zawodach strasznie mi zazdrościli, i gratulowali pięknej ryby. Osobiście pierwszy raz widziałem szczupaka tak ładnie ubarwionego, z tak czerwonymi płetwami.

Wszystkim życzę udanych połowów

Krzysztof Kłos

  • Drukuj