Pierwszy Sum

Witajcie koledzy po kiju, chciałbym opowiedzieć wam kolejna nocną wyprawę która zaliczyłem razem z kolegą nad Odrą. Wszystko zaczęło się od pogody, cały tydzień grzało słońce, więc oczywiście nastawiam się na nockę, żona poinformowana wcześniej, kolega gotowy jechać ze mną, nic nie stoi na przeszkodzie. Piątek godzina 17 kończę pracę, szybko do domu, pakowanie sprzętu, kanapek, i już czekam przed domem na Mariusza, który pierwszy raz wyjeżdża ze mną na nockę.

Po drodze zajeżdżamy do sklepu kupic świetliki i piwko, w sklepie od sprzedawcy dowiadujemy się że sporo osób jechało na odrę i na pewno nie znajdziemy miejsca, ale ta wiadomość nie zniechęca nas dojeżdżamy na miejsce i …



Faktycznie 5 wędkarzy czeka na pierwsze brania. Chwila rozmowy i udajemy się w bardziej zaciszne miejsce. Po 20 minutach jesteśmy na miejscu i na szczęście jesteśmy tam sami. Rozkładamy wędki, zakładamy robaki i zestawy wędrują do wody, po kilku minutach pierwsze branie, jest godzina 19-20 więc drobnica jeszcze nie śpi. W siatce ląduje okoń 27cm, następną rybą jest leszcz, i znów okoń. Przy zimnym piwku czas mija bardzo szybko już godzina 23 i czas założyć świetliki i zmienić haki. I tam się stało, hak 5 cm na haku 5 dorodnych rasówek, wyrzut i zestaw ląduje 80 m od nas. Druga wędka – czynność ta sama. Mija pół godziny, i pierwsze potężne branie, zacinam i jest, czuje spory opór, plecionka do 15 kg, przypon 0,30 i to mnie martwi, hol trwa 10 minut, ryba głęboko, nie wiem co ciągnę, ale po kiju domyślam się że to spory węgorz, i nagle pstryk, przepon się zerwał.



Trudno, tym razem 1:0 dla ryby, koniec z przyponem, pleciona zastąpi mi żyłkę. Pęk rasów i znów daleki rzut. 30 minut bez brania, więc postanowiłem zmienić miejsce, powoli ściągam i nagle coś uderza i zaczyna się walka, taka walka że od razu przypomina mi się zeszło roczna nocka kiedy ryba połamała mi kija, ale w tym roku nie uda jej się po w rękach trzymam porządny kij, Trabucco Lucyfer 3,60m, 60-200 gr. , kołowrotek Stradic 4000FH. Ryba wyciąga plecionkę metr za metrem, hamulec podkręcony prawnie do końca, hol trwa już dłuższa chwile , szczytówka prawie w wodzie ( łapie z pomostu ) i znów odjazd 30-40 metrów, piękną melodię gra hamulec, na pewno jest to spory sum, adrenalina sięga zenitu, i nagle….poszło…..kur….powiedziałem do kolegi który jak sam powiedział, nigdy takich ryb nie widziałem , i zapytał „ gdzie ty mnie zabrałeś z takim sprzętem? „. Przypon cały, plecionka cała, tym razem naprawdę się zdziwiłem, kuty hak nie wytrzymał napięcia. Zakładam nowy hak i zestaw ląduje w wodzie.



Mija koło 40 minut i znów mam branie, zacinam i jest, po raz kolejny zaczynam hol, znaczny opór, na pewno coś ładnego zahaczyło się na końcu plecionki, po 10 minutach, pokazuje się piękny węgorz, 2 próby podciągnięcia na pomost i dwie próby nie udane, niestety wzięte zostało wszystko oprócz podbieraka, kolejna próba i węgorz się spina i ucieka. Kolega w szoku, że takie ryby pływają w naszych wodach. Robaki na hak i znów zestaw ląduje w wodze. Siadam otwieram piwko, odpalam papierosa i znów mam branie, zacinam i jest, znów spora ryba tym razem zrobię wszystko żeby złapać tą rybę, hamulec śpiewa, wędka szaleje, kolega się trzęsie : ), 15-20 minut i oczom pokazuje się piękny sum. Mariusz – mówię…złaś na drabinkę i czekaj aż podholuje rybę pod ręce, następnie wsadź jej dłoń do pyska i wyciągaj na pomost.



Uwierzcie mi koledzy ale mina kolegi który ma to zrobić jest bezcenna, myślałem że nie przestane się śmiać kiedy w jego oczach zobaczyłem strach i zrezygnowanie. „ Oszalałeś !!! „ odpowiedział, on mi rękę odgryzie!, wytłumaczyłem Mariuszowi że nie ma się czego bać, i tak po kolejnych 10 minutach ryba była już przy dłoni Mariusza, ale niestety stchórzył, kolejna próba i znów to samo, kolejna i kolejna i kolejna. Powiedziałem że jak tym razem tego nie zrobi nie wraca ze mną do domu i będzie w nocy szedł 20 km sam z kapcia.



I w końcu udało się dłoń w paszczy zamach i ryba na pomoście. Piękny sum, 8,02 kg , pierwszy w tym roku, piękna walka, kolega przez 15 minut się trzęsie, palce lekko popękane od zębów, fotka w świetle halogenów od auta, i lecimy dalej wędkować, bo ryby dziś w nocy żerują. Ale to było ostatnie branie i ostatnia większa ryba złowiona tej nocy. Godzina 2:30 pakujemy sprzęt i wracamy do domu. Po drodze kolega zapisuje co musi sobie kupić na kolejną wyprawę żeby miał szanse złapać taką sztukę. Oprócz suma złapaliśmy kilka okonków i leszczy.

Noc zaliczam do udanych, kolejna wyprawa już w piątek : )



Po telefonie dowiaduje się że kolega Adam był również na odrze i złapał węgorzyka 66 cm i miał kilka potężnych ale krótkich brań.



Pozdrawiam wszystkich kolegów po kiju. Do zobaczenia nad wodą.

  • Drukuj