Negatywne Aspekty MEW (małych elektrowni wodnych)

Zwolennicy hydroenergetyki bardzo sprawnie promują tą technologię, jako czyste źródło energii. Tymczasem dostępna dziś wiedza jednoznacznie wskazuje na wiele negatywnych oddziaływań, z negatywnym wpływem na zmiany klimatyczne za sprawą wytwarzania ogromnych ilości metanu w zbiornikach zaporowych włącznie. Do tego porównanie kosztów budowy i utrzymania tych urządzeń w stosunku do uzyskiwanych efektów ekonomicznych stawia hydroenergetykę w gronie najkosztowniejszych sposobów wytwarzania energii. Jest jeszcze wiele innych aspektów negatywnych, kilka przytoczę:

Aspekt ichtiologiczny:

Stopień degradacji środowiska wodnego wód śródlądowych na Świecie doprowadził do wyginięcia, lub na poziom zagrożony 40% spośród wszystkich ryb słodkowodnych. W naszym kraju nie mamy już jesiotra, łososia, minoga morskiego. Na krawędzi wyginięcia są węgorz, troć wędrowna, certa.

Aspekt społeczny:

To gatunki cenne gospodarczo. Ich utrata doprowadziła do zaniku rybołówstwa w wielu regionach kraju, pozbawiając tysiące rybaków i ich rodzin źródła utrzymania. Dziś w ogromnym stopniu redukuje też potencjał rozwoju turystyki kwalifikowanej- wędkarstwa, przynoszącej w większości sąsiednich krajów krociowe zyski, znacznie wyższe, niż MEW. Do tego dochodzą inne jak kajakarstwo, itp. Dziś na MEW korzysta w naszym kraju około tysiąca osób, kosztem wielu tysięcy tracących swą szansę, zwłaszcza w regionach, gdzie dzika przyroda była jedną z niewielu dostępnych podstaw rozwoju lokalnego biznesu - szeroko pojęta turystyka i agroturystyka.

Poprawa sytuacji przeciwpowodziowej?

To teorie archaiczne. Raport Światowej Komisji Zapór jednoznacznie stwierdza, że wszelkie regulacje wód powodują zwiększenie zagrożenia, bowiem wywołują sztuczne przekonanie o możliwości zajęcia przez  ludność terenów potencjalnie zalewowych. Ekstremalne zjawiska klimatyczne weryfikują okrutnie ten błąd w planowaniu zagospodarowania terenów zalewowych "sztucznie" odzyskanych. Często ostatnio przytaczany przykład powodzi 1997 roku to klasyczny przykład, co powoduje zabudowa i regulacja rzek. Odra jest dziś krótsza o 180 kilometrów. Co prawda w jej dorzeczu jest mnóstwo progów i mewek, ale jakoś nie zadziałały, i nigdy nie będą działać… Pogoda i zjawiska atmosferyczne nigdy nie będą do końca przewidywalne z dostatecznym wyprzedzeniem, więc zawsze można powiedzieć, że za późno była informacja o ulewach… Tam, gdzie na progu zlokalizowana jest MEW, nie ma żadnej polityki zabezpieczenia, bo właściciel jest nastawiony na zysk, a nie na trzymanie pustego zbiornika, który w nieznacznym stopniu mógłby spłaszczyć falę powodziową. Dla przykładu powiem, ze podczas zeszłorocznej powodzi wiosna na Redze obliczono, przy założeniu, że wszystkie zbiorniki retencyjne używane przez MEW byłyby puste, zdołano by powstrzymać falę o kilkanaście godzin.

Zabezpieczenia przeciwpowodziowe, to suche zbiorniki, a nie magazyny wody dla MEW. Natomiast podstawą nowoczesnej polityki przeciw powodziowej jest „zostaw deszcz, tam, gdzie spadł”. Chodzi o odtwarzanie naturalnych zdolności retencyjnych zlewni. Realizowane jest to przez renaturyzację cieków, odtwarzanie wszelkich mokradeł, torfowisk, zalesienia naturalnymi drzewostanami. Las o strukturze wielopiętrowej ma ogromną zdolność retencyjną sięgającą 100% średnich opadów, podczas gdy las zmieniony, monokulturowy ma już tylko 60% takiej zdolności. Ciekawe jest porównanie zlewni Odry i Wisły. Odra ma zlewnię przekształconą w 50%, i powodzie są na niej katastrofalne, podczas gdy Wisła przy 36% przekształconej zlewni, jak dotąd naprawdę nie wylała. To dowodzi, że im bardziej ingerujemy w naturalne, powstałe przez kilkanaście tysięcy lat, rzeki, tym bardziej zwiększamy zagrożenie powodziowe.

Obietnice polityków wreszcie. Był program budowy nowoczesnych przepławek, powstało w całym kraju kilka, rzekomo z powodu trudności w pozyskaniu środków, a tak naprawdę, z powodu niechęci mewkarzy do ich budowy, bo zgodnie z prawem, musieliby na nie oddać część wody. Minister Środowiska obiecuje, że nie będzie nowych MEW, tylko na istniejących progach i urządzeniach przeciw powodziowych i retencyjnych. Dotychczas pobudowane, prawie wszystkie były sprytnie budowane właśnie w ten sposób, z kiesy podatników, a użytkownik montował tylko turbiny. Do tego w zapisach gospodarowania wodą nie ma ani słowa o zabezpieczaniu przeciw powodziowym. Urządzenia te to podstawowa przyczyna podtopień, jak Białogard podtapiany cofką Rościna na przykład.

Dziś mamy w kraju setki przepławek "administracyjnych", na które poszły miliony złotych z kieszeni podatników, zaś pożytku z nich żadnego. Zresztą przepławka to zaledwie ćwierć środek, działa w jedną stronę, jeśli w ogóle jest na niej woda. Polski system kontroli z koniecznością powiadomienia właściciela MEW z siedmiodniowym wyprzedzeniem o planowanej wizycie kontrolerów wyklucza wykrycie nieprawidłowości i kółko się zamyka. Do tego dochodzi kłamstwo, jakoby użytkownicy MEW "utrzymywali" część rzeki w obrębie obiektu. Oni utrzymują tylko swe urządzenia, za resztę płaci każdy z nas. Dzika zaś rzeka nie wymaga żadnego utrzymania, trzeba jej tylko zostawić należną jej część doliny rzecznej i po kłopocie. Na dodatek za darmo "utylizuje" znaczną część zanieczyszczeń wprowadzanych przez działalność ludzką np. przez rolnictwo. Im dziksza, bardziej różnorodna, tym sprawniejsza jest ta darmowa oczyszczalnia. Specjaliści wyliczyli, że 1 m2 piasku plaż likwiduje 75 kilogramów zanieczyszczeń organicznych rocznie, co w przypadku naszych plaż daje 5, 5 mln euro rocznie. Podobnie setki tysięcy dzikich rzek są w stanie zutylizować ogromne ilości wprowadzanych bezmyślnie biogenów. Zabudowa i regulacje, niezbędne dla poprawy wydajności MEW, a także redukcji negatywnych zmian w funkcjonowaniu rzeki, jak zmiana transportu materiału dennego, skutkująca nadmierną erozją denną - vide Włocławek, susza hydrologiczną - vide Dunajec poniżej Czchowa i Rożnowa z suchymi studniami u mieszkańców, redukują także te zdolności rzek, powodując zwiększony zrzut biogenów do Bałtyku.

Przykłady można by mnożyć długo. Nie odkrywajmy Ameryki, skoro inni to zrobili.
Kraje rozwinięte odchodzą od MEW, bo stwierdziły brak ekonomicznego uzasadnienia tak ogromnych strat środowiskowych i społecznych. Uczmy się na ich błędach.

Artur Furdyna

  • Drukuj