Wybierając atom, wybraliście najdroższą technologię

Niemiecki ekspert gani Polskę za forsowanie pomysłu budowy elektrowni atomowej.

Żarnowiec - najprawdopodobniej tu stanie pierwsza w Polsce elektrownia atomowa.

W 2020 r. w Polsce ma stanąć pierwsza elektrownia atomowa. Ostatecznej decyzji o jej lokalizacji nie podjęto, choć wstępnie wskazano, że może to być Żarnowiec, gdzie już w latach 80. próbowano uruchomić siłownię. Zainteresowanie rządu energią atomową to pokłosie zobowiązań, jakie nałożyła na Polskę Unia Europejska - do 2020 r. mamy ograniczyć o jedną piątą emisję CO2. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy musieli płacić gigantyczne kary.

Do atomowych inwestycji Polacy podchodzą jednak sceptycznie. Chociaż 64 proc. z nas wierzy, że możliwe jest bezpieczne wytwarzanie takiej energii (wynika to z opisywanego na początku maja w "Metrze" badania Eurobarometru), to znacznie mniej ufamy instytucjom państwowym, odpowiadającym za bezpieczeństwo energetyki jądrowej, i przepisom gwarantującym to bezpieczeństwo (38 proc.). Niekorzystny dla Polski jest też ostatni raport Międzynarodowej Agencji Energetyki Atomowej, która pod koniec kwietnia przyjechała do Warszawy, aby ocenić nasze przygotowania do wdrożenia energetyki jądrowej. Z raportu wynika m.in., że wybudowanie elektrowni do 2020 r. jest mało realne, bo w rządowym planie wyznaczono za mało czasu na poszczególne etapy inwestycji. - Mamy wrażenie, że rząd nie uwzględnił czasu potrzebnego na wszystkie przygotowania - napisali eksperci.

W rozmowie z "Metrem" prof. Lutz Mez, ekspert ds. polityki energetycznej, klimatycznej i ochrony środowiska z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie, współautor projektu utworzenia Europejskiej Wspólnoty na rzecz Odnawialnych Źródeł Energii, przyznaje, że budowa siłowni atomowej w Polsce do 2020 roku jest mało realna, choć nasz kraj i bez tej inwestycji ma szansę na dostosowanie się do zaleceń Unii dotyczących ograniczenia emisji CO2.

Anita Karwowska: Energia atomowa wzbudza ogromne emocje, ale w Polsce najbardziej słyszalni są zwolennicy tego rozwiązania

prof. Lutz Mez: - W Polsce przechodzicie etap, na którym Europa Zachodnia była kilkadziesiąt lat temu. Wtedy naukowcy i politycy byli bezkrytyczni wobec energii atomowej. Nie tylko wierzyli, że trzeba inwestować w takie elektrownie, lecz także chcieli, by była to też technologia wykorzystywana możliwie szeroko, m.in. w motoryzacji. Głosy sceptyków, którzy ostrzegali, że za mało wiemy o tym rodzaju energii, by zapewnić bezpieczeństwo jej wytwarzania, nie przebijały się do opinii publicznej.

Rząd i eksperci argumentują: potrzebujemy taniej energii i musimy dywersyfikować jej źródła

Oczywiście, świetnie to znam: potrzebujemy tanich źródeł energii, musimy różnicować źródła energii, to nowoczesna i czysta technologia, itd. Mam jednak wrażenie, że zwolennicy atomu nie mają pojęcia, jak kosztowna i skomplikowana infrastruktura będzie potrzebna do wytwarzania energii jądrowej. Wiadomo, że cała Europa musi uporać się z ograniczeniem emisji CO2 do 2020 r. Ale w Polsce będzie bardzo trudne, ponieważ do tej pory zrobiono niewiele, by unowocześnić elektrociepłownie, które emitują za dużo CO2. Zdecydowano za to, że powstanie elektrownia atomowa. Tyle że jej budowa zajmuje ponad dekadę, zwykle do 20 lat. Polskie założenia są więc bardzo optymistyczne. Do tego brakuje wam specjalistów z dziedziny energetyki jądrowej, doświadczenia z produkcją tego rodzaju energii i szczegółowych przepisów zapewniających bezpieczeństwo. Stworzenie zespołu fachowców zajmuje lata. Nawet jeżeli już zaczęliście, to na owoce trzeba będzie poczekać.

Przyznaję jednak, że wybór Żarnowca, gdzie ma powstać siłownia, jest optymalny: blisko morza, inwestycja już raz ruszała w tamtym miejscu, teren jest sprawdzony i pewny.

Dlaczego więc polski rząd forsuje atom, zamiast szukać innych rozwiązań?

- Może ma złych doradców. Wybraliście najdroższą technologię, nie biorąc pod uwagę, że zmienia się sposób konsumpcji energii. We Francji, która jest potęgą atomową, produkuje się jej tak dużo, że kraj ten jest w stanie sprzedawać energię za granicę. Ale nie ma nabywców, więc dochodzi do absurdu - elektrownie są czasowo zamykane, co jest oczywiście strasznie kosztowne. Dzisiaj nasze potrzeby zmieniają się, potrzebujemy więc elastycznego systemu energetycznego, który będzie za tymi zmianami nadążał. Elektrownie atomowe takie nie są. Poza tym inwestorzy proponują kontrahentom niekorzystne umowy. Taki problem mają Włochy, gdzie rząd Berlusconiego planuje zlecić budowę 10 elektrowni jednemu z europejskich producentów. Jednak z 20 regionów tego kraju 17 odrzuciło ten pomysł. W trzech pozostałych nie ma za to wystarczających źródeł wody, niezbędnej w siłowni atomowej podczas procesu chłodzenia. Jeśli elektrownie nie powstaną, inwestor będzie mógł żądać od Włochów potężnego odszkodowania. Polska powinna o tym pamiętać.

Latem ma u nas ruszyć proatomowa kampania. A przeciwnicy są w defensywie. Ich głos nie przebija się do opinii publicznej.

- Debaty z udziałem obu stron są potrzebne i - co ważne - muszą być kierowane w dużej mierze do młodych ludzi, których w przyszłości będzie to najbardziej dotyczyć. Pokolenie osób w średnim wieku pamięta Żarnowiec, ale też i Czarnobyl. Młodzi nie mają tych doświadczeń i o atomie dopiero się uczą. Przy okazji: wie pani, dlaczego Niemcy są dziś w czołówce krajów z najbardziej rozwiniętymi technologiami wytwarzania energii z alternatywnych źródeł?

?

- Właśnie po Czarnobylu wielu niemieckich naukowców i inżynierów doszło do wniosku, że trzeba szukać alternatyw. Nie można opierać całej gospodarki na atomie. Zaczęła się głęboka dyskusja, ale sama dyskusja by nie wystarczyła. Równie ważne było przekonanie do tego biznesu inwestorów. I dzisiaj alternatywne źródła energii to w Niemczech świetny biznes.

Z perspektywy Berlina, jakie wyzwania dotyczące energetyki ma dziś przed sobą Europa?

- Nie odpowiedzieliśmy sobie wciąż na najważniejsze pytanie o przyszły model polityki energetycznej w Europie. Albo postawimy na decentralizację, czyli zaczniemy inwestować w wiele małych elektrowni wykorzystujących różne źródła energii, albo zostaniemy przy tych potężnych blokach, które mamy obecnie. Europa ma kilkanaście lat, żeby dostosować swoją politykę energetyczną do zmian klimatycznych. Wy wybieracie technologię, z którą do tego czasu nie zdążycie. Zamiast tego doradzałbym włączenie do energetyki elektrowni gazowych, które są tańsze i szybsze w budowie - zajmuje ona od dwóch do pięciu lat.

A mamy szansę na pozyskiwanie energii z alternatywnych źródeł?

- Oczywiście, Polska ma np. duże złoża gazu łupkowego, co uniezależnia was w pewnym stopniu od Rosji. Na razie mało o tym wiemy, ale Stany Zjednoczone, które mają elektrownie atomowe, też stawiają na ten niekonwencjonalny gaz. Wszystko jest więc jeszcze w Polsce możliwe. Niewykorzystanie takiej szansy byłoby katastrofą.

Źródło: Dziennik Metro

  • Drukuj