Witku!
Z całym szacunkiem dla badaczy, jednak dziś cała ta teoria o możliwościach "zarybień" trąci nieco.
Ponad wszelką wątpliwość pierwszorzędną kwestią dla stanu populacji jest stan ekologiczny dorzecza macierzystego wraz z całą "drogą" realizacji cyklu życiowego, czego w zachwycie "możliwościami" sprawczymi zarybień nie brano na serio pod uwagę jeszcze całkiem niedawno, a co mówić o czasach z przed 100 lat. Do dziś słabo jest z badaniem efektywności zarybień w naszym "racjonalnym systemie". Faktem jest, że Niemcy zauważyli skutki pogorszenia dostępu do sudeckich dopływów/ nie tylko zabudowa miała tu wpływ, ale także rozwój przemysłu sięgającego po wodę bez dbałości o to, co oddają..../ już ponad wiek temu i zwrócili uwagę na Pomorze, jako potencjalnie alternatywne dorzecza, w których być może łososie nigdy nie były "głównym" gatunkiem. Nie można jednak zapominać, że ówcześni ichtiolodzy dość swobodnie podchodzili do tego, jaka tam populacja pływała. Obecnie trwają pewne próby dojścia do rozstrzygnięć, czy Odra miała "oddzielną" populację i pewne wyniki zdają się potwierdzać różnice w genetyce, ale na szczegóły pewnie jeszcze kilka lat poczekamy. Tak, czy siak, dziś praktycznie nie mamy populacji tarłowej, a cały wielki program nie dał nic. A szkoda, gdyż śmiem twierdzić, że gdyby wzięto pod uwagę właśnie ekologię dorzeczy, a także możliwości samoodtwarzania, jak uczyniono to w kilku innych podobnych projektach, to dziś łososie byłyby w Drawie. Ja zachęcam do przestudiowania udanych projektów odtworzenia dobrego stanu stad łososia/ Szwecja - kilka dorzeczy, Irlandia podobnie, Niemcy, a nie szukania argumentów obrony nieudanych działań u nas. Zarybienia to tylko drobny kawałek układanki, i to przejściowy.