Mirku, pozwolę sobie uzupełnić Twoją wypowiedź o dwa punkty.
Dokonywanie amatorskiego połowu ryb bez posiadania wymaganych dokumentów 200zł
Dokonywanie amatorskiego połowu ryb w okresie ochronnym 200zł
Dzisiaj jeden z niewielu dni tarła, kiedy nie ma nas nad górną Iną. "Musiałem" zostać w domu sam z moją malutką Zuzią. Jadąc z pracy ustawiłem już nawet na wypad dwóch kolegów.
Niestety po przyjeździe żona zaskoczyła mnie prośbą o pozostanie z moim dzieciątkiem. Jednak mam wyrzuty sumienia, ponieważ bydlaki po sobotnio-niedzielnym spokoju (w piątek w nocy sam nie wiem jakim cudem na trzy obserwowane grupy nie udało nam się zatrzymać nawet jednego śmiecia, chyba winny jest jeszcze brak zgrania i wyjątkowy pech), pomimo że ciągle przez nas nękani znów mogą być nad wodą. Najgorsze w tym wszystkim, że w ostatnich dniach ryb w strumieniach pojawiło się znacznie więcej. Nawet wczoraj w nocy dało się zauważyć większe niż zazwyczaj ich ilości. Nie oszukujmy się jest nas za mało, aby w sposób ciągły chronić wszystkie tarliska. Czy nawet tylko miejsca, w których naturalne tarło ma największą szansę na powodzenie, myślę o małych dopływach. Ktoś niezorientowany zapyta czy np. wspomniana wyżej para nie wystarczyłaby na dzisiejszy wyjazd. Odpowiem, na dzienny spacer tak, ale nie na akcję wieczorowo-nocną. Jak się chce być skutecznym, nawet trzech to ryzyko a dwóch to byłby już szczyt głupoty.
Dlatego jak przed chwilą wszedłem na jedno z forów wędkarskich i widzę założone tematy związane z nadchodzącym sezonem, zastanawiam się ile z tych wszystkich osób biorących udział w takich dyskusjach poświęciło, chociaż dwa, trzy dni na ochronę "przedmiotu" swojej niby fascynacji. Zastanawiam się czy ci bezczynni wędkarscy obłudnicy nie są gorsi od kłusoli. Gorsi, przez zaniechanie działań pieczy nad wodami, które wynikają nawet z prostego faktu przynależności do PZW. Nie wspomnę o ludzkiej przyzwoitości i solidarności w stosunku do kolegów zajmujących się ochroną, oraz może i ostatni, ale najważniejszy argument dotyczący wdzięczności rybom i rzece za wspaniałe chwile relaksu (mógłbym to ubrać w piękniejsze i bardziej romantyczne słowa, tylko nie wiem czy ci ludzie raczej o ograniczonej wrażliwości je zrozumieją) przeżywane poza okresem ochronnym. Najbardziej śmieszą i dziwią mnie próby tłumaczenia inercji w szeregach braci wędkarskiej w przypadku dotyczącym np. pilnowania tarła, przez wysuwanie śmiesznych i naciąganych wniosków. Tłumaczenia, takie w żadnej mierze nie mają związku z brakiem pozytywnych wędkarskich zachowań. Już łatwiej mi zrozumieć kłusowników, ponieważ nie udają troski o przyszłość łososiowatych w Polsce a pozyskiwanie ryb nie podpierają żadną wymyśloną "ideologią". Nie prawią morałów, nie pouczają nie zastanawiają się nic nie robiąc co robić aby było lepiej. Kłusownicy po prostu nie widzą potrzeby działań. Dla nich liczy się mięso. Nie ma w nich sentymentów, udawanej dbałości i starań. Jest zwykła nieukrywana żądza. Tym bardziej gorsi są tacy którzy widzą potrzebę ochrony a siedzą bezczynnie na dupie przed komputerem.