Mirku to nie była zwykła podrywka. Powiedziałbym raczej siatka o oczkach trzy na trzy centymetry na pałąkach. Wymiar całego kwadratu to jak wspomniałem min. 1,5x1,5 m. W ten sposób chodząc od dołka do dołka można wykosić sporo ryb.
Co do tego kłusownika, facet jak sam powiedział pracuje zawodowo a kłusownictwo traktuje raczej jako „hobby” i sposób na pozyskanie świeżej ryby dla rodziny i sąsiadów. Moim zdaniem, w naszym terenie, tacy są najgorsi i śmiem twierdzić procentowo pośród braci kłusowniczej jest ich najwięcej. Traktują nielegalne połowy jako dodatkowe źródło dochodu i w zależności od narzędzi jakich używają, czynią większe lub mniejsze, ale w całokształcie procederu w danym akwenie ogromne spustoszenia. Każdy z nich z osobna twierdzi, że dużych szkód nie robi i zwala winę na innych, tak jak ten np. na „elektryków”.
Niestety na prądziarzy jakoś nie możemy się natknąć. Chociaż mam konkretne namiary na pewną grupę, ale to trochę skomplikowana sprawa i nie wiem jak ją ugryźć. Zdam się na Twoje doświadczenie pracownika służb mundurowych i porozmawiamy o tym spokojnie na najbliższym spotkaniu.
A wracając do tego kłusownika to stanowi on trochę dziwny przypadek,który mimo "szczęśliwego dla nas finału"

; przynajmniej mnie, kosztował kilka siwych włosów więcej na głowie.

Sam byłem zdziwiony, że tak potulnie poszedł z nami kilkaset metrów do mostu. I gdy tak szliśmy zastanawiałem się czy to czasami nie były więzień na warunkowym zwolnieniu lub skazany w zawiasach. Być może się mylę jednak takie miałem skojarzenie patrząc na jego twarz. Wyglądało na to, że unikał konfrontacji i zarazem nie zdawał sobie sprawy, że pozyskiwanie ryb w sposób, w jaki tego dokonywał to niestety nie wykroczenie a przestępstwo. I chciałbym, aby moje przypuszczenia były słuszne, bo być może drogo go to będzie kosztować i rybek odechce mu się na całe życie.
Pięknie Panowie tak trzymać........ Efekty naszej pracy już są widoczne a będzie jeszcze lepiej w kolejnych latach.
Mirek dzisiaj byłem nad pewna rzeką ale w zupełnie innej sprawie niż kontrola
wędkarzy. Jednak życie płata różne figle i tam gdzie wg. informatora nie powinno być łowiących napotkałem ich kilkuosobową grupę. I aby jutro rano nie mieć problemów z goleniem przystąpiłem do kontroli.
Wszyscy mieli opłacone karty ze znaczkami na wodę górską, ale nie zdawali sobie sprawy (tak się tłumaczyli), że nie wolno im łowić na przynęty naturalne.

Dalsza rozmowa pokazała, że raczej nie kłamali i złamanie RAPR-u mogło wynikać z nieświadomości. Wytłumaczyłem kolegom co robią niewłaściwego i poprosiłem o zaprzestanie łowienia oraz zaprosiłem nad wodę ponownie już w styczniu przyszłego roku ze spiningami lub z przynętami roślinnymi.Koledzy zwinęli wędki i wywiązała się rozmowa.
Dowiedziałem się od nich wielu ciekawych rzeczy. Między innymi o swoistego rodzaju kłusownictwie na skalę przemysłową oraz o sposobie pozyskiwania ryby przez pewna firmę; i to już mój wniosek; zarybianiu nią wód w ramach spełnienia warunków operatów rybackich na dzierżawione przez siebie jeziora. Na koniec podam, że miło zaskoczyło mnie, że Ci "prości" ludzie z okolicznych wiosek; pisząc prości mam na myśli, że związani z wędkarstwem wyłącznie przez opłaty za wędkowanie i spędzanie przyjemnych chwil w czasie łowienia, wiedzą o istnieniu TPRIiG i naszych poczynaniach

Oczywiście zostawiłem im swój numer telefonu z prośbą o informację odnośnie zauważonych "nieprawidłowości" nad wodą.
Przyszłość pokaże czy takie kontakty zaprocentują.
Jeśli to czytacie, a powiedziałem im o naszej stronie internetowej to serdecznie Was pozdrawiam i zapraszam do zalogowania się, poruszania nurtujących problemów i dyskusji w interesujących tematach.